Miłkowice woj. wielkopolskie

Aniołczykowie


Informacje i zdjęcia Roman Kujawiński
 
Roman Kujawiński urodził się i mieszkał  przez 3 lata swojego życia w Ostrowie Wartckim. Jest synem Zenona Kujawińskiego i Mirosławy Aniołczyk urodzonej się na Zaspach, żona pochodzi z Miłkowic. Rodzice ojca, Władysława i Władysław Kujawińscy , wywodzą się z Ostrowa Warckiego. 
Władysława i Władysław Kujawińscy - Ostrów Wartcki, rodzice Zenona Kujawińskiego, dziadkowie Romana
Aniołczykowie
Rodzina matki związana była z Zaspami.
Ignacy Aniołczyk, dziadek Romana Kujawińskiego w 1936 roku odbywał służbę wojskową prawdopodobnie jako żołnierz KOP - Korpusu Ochrony Pogranicza. W 1939 roku został zmobilizowany w Kaliszu, 28 Pułk Strzelców Kaniowskich. Ranny w pierwszych dniach września w Topolach Królewskich koło Piątku, stracił lewą rękę.
Ignacy Aniołczyk  zdjęcie z okresu pełnienia zasadniczej służby wojskowej z 1936 roku
 
Rodzinne siedlisko Ignacego Aniołczyka znajdowało się za rzeką Wartą, za drugim mostem. Mieszkała tam później jego siostra Genowefa z mężem Bronisławem Bednarkiem. Ignacy po ślubie z Marianną Deka - na Zaspach były dwie rodziny Deków zupełnie ze sobą niespokrewnione - zamieszkali u rodzinów Marianny. Po zakończeniu wojny kupili gospodarstwo po Niemcu Glessmannie i tam zamieszkali. 

Od lewej: Bronisław Bednarek mąż Genowefy siostry Ignacego, Czesław Aniołczyk  -brat dziadka Ignacego, trzecia osoba nie została rozpoznana.
 
 
Adamina i Walenty Deka, rodzice Marianny, żony Ignacego, obok osoba nierozpoznana. 
 
Wesele Ireny Aniołczyk, córki Marianny i Ignacego, Zaspy - tańczą Marianna  i Ignacy Aniołczykowie.  Ignacy żołnierz Września 1939, inwalida wojenny.


Osoby związane z rodziną Aniołczyków

Biskup Ireneusz Pękalski  
związany z Miłkowicami przez miejsce urodzenia i zamieszkania  swojej matki z d. Aniołczyk

Ireneusz Józef Pękalski – polski duchowny rzymskokatolicki, doktor prawa kanonicznego, rektor Wyższego Seminarium Duchownego w Łodzi w latach 1993–2000. Biskup Pomocniczy Archidiecezji Łódzkiej. Dewiza biskupia: Omnibus omnia (Wszystkim dla wszystkich). Urodzony: 09.03.1950, Tomaszów Mazowiecki; święcenia prezbiteratu: 02.06.1974; święcenia biskupie: 08.01.2000.

Informacja Romana Kujawińskiego

Siostra dziadka Ignacego została jako młoda dziewczyna wywieziona do Niemiec na przymusowe roboty (jak wielu innych mieszkańców Miłkowic i okolic). Tam poznała męża i po wojnie zamieszkali w Tomaszowie Mazowieckim. Mieli 3 dzieci, ich syn Ireneusz Pękalski 2 czerwca 1974 roku przyjął święcenia kapłańskie. W 2000 roku został Biskupem w Łodzi i jest do tej pory. Spędzał wakacje w Miłkowicach u siostry swojej mamy Genowefy Bednarek. W Miłkowicach bywał jako ksiądz i biskup. W 2004 roku udzielił  ślubu w Miłkowicach Romanowi Kujawińskiemu i p. Ruszczyńskiej.
 


Janina Siemińska z Zasp, matka chrzestna Mirosławy Aniołczyk, właścicielka wiatraka, z córką Marysią.
1930 rok Echo Łódzkie donosi o pożarze na Zaspach. Spalił się wiatrak i zabudowania należące do Feliksa Siemińskiego. Straty oszacowano na 15 000 zł. Przyczyną pożaru było podpalenie




Julek Werecki, syn Andzi Aniołczyk, rok 1963. Ojciec chrzestny Romana Kujawińskiego. 

 

"Nasi przodkowie" niezwykłe historie zwykłych ludzi – Ignacy Aniołczyk

Przesłała Małgorzata Kujawińska (z d. Ruszczyńska)


Syn p. Kujawińskich Jakub brał udział w projekcie pt. "Nasi przodkowie" niezwykłe historie zwykłych ludzi. Napisał wspomnienia o swoim pradziadku Ignacym Aniołczyku, który mieszkał na Zaspach Miłkowskich.

Anioł stróż

Ignacy Aniołczyk to postać prawdziwie nietuzinkowa, a historia jego życia mogłaby posłużyć na świetny scenariusz. Film, który by na jego podstawie powstał z całą pewnością bawiłby, wzruszał i trzymał w napięciu od pierwszej do ostatniej sceny. Tak się składa, że dość dobrze znam historię Ignacego Aniołczyka – to mój pradziadek i po prostu muszę się nią z wami, drodzy czytelnicy, podzielić

W każdej rodzinie jest zawsze postać, którą się wspomina, opowiada i poszerza o niej pamięć. W mojej rodzinie taką osobą jest mój pradziadek Ignacy Aniołczyk, który  urodził się on 11 października 1913r. w małej wiosce Miłkowice niedaleko Warty jako syn polskiego chłopa.

Rodzinne życie i służba w wojsku

Młodość spędził w rodzinnej miejscowości z trzema braćmi i dwiema siostrami. Poza pomaganiem w gospodarstwie chodził do szkoły, w  której skończył 4 klasy. Zasadniczą służbę wojskową odbył w jednostce KOP czyli Korpusu Ochrony Pogranicza gdzieś w południowo-wschodniej części ówczesnej Polski. Dziadek, pełniąc służbę na pasie granicznym, ujął rosyjskiego szpiega, który chciał przekroczyć polską granicę.




W nagrodę za wzorową postawę w wojsku otrzymał możliwość wyjazdu do pracy w Niemczech,z której skorzystał. Po powrocie do kraju ożenił  się z Marianną Deką. Było to w 1939 roku.

 

Z pieśnią na ustach

W czasie mobilizacji w sierpniu 1939 r. został powołany do 29 Pułku Strzelców Kaniowskich, który wchodził w skład 25 dywizji piechoty. Dowódcą pułku był podpułkownik Florian Gryl. Pułk był podzielony na 3 bataliony w każdym ok. 300 żołnierzy. Mój pradziadek trafił do I batalionu, którego baza znajdowała się w Szczypiornie koło Kalisza. Żołnierze wyruszali na wojnę z patriotyczną pieśnią na ustach „Błękitne rozwińmy sztandary”:

Błękitne rozwińmy sztandary,
Czas strząsnąć zwątpienia już pleśń.
Niech w sercach zagorze znicz wiary,
I gromka niech ozwie się pieśń
.


Na bojowym szlaku

25 dywizja piechoty pod dowództwem gen. Franciszka Altera przeszła swój szlak bojowy, wiodący od Krotoszyna przez Ostrów Wlkp., Kalisz, Turek, Koło, Uniejów, Łęczycę, Piątek, a następnie po udanej, choć krwawej przeprawie przez Bzurę w rejonie Sochaczewa, przebiła się przez Puszczę Kampinoską, aby dotrzeć do Warszawy. Po walkach obronnych w rejonie Młocin dywizja gen. Franciszka Altera dotarła na warszawskie Bielany i wzięła udział w obronie stolicy, zyskując sobie wysokie uznanie dowództwa Armii "Warszawa".

Pierwszym zadaniem bojowym 29. PSK wchodzącego w skład 25 dp była obrona przedmieść Kalisza i rozpoznanie tego terenu. Następnie pułk przemieścił się w rejon Uniejowa, gdzie w nocy z 6 na 7 września przeprawił się przez Wartę. Po przeprawię 9-10 września wziął on udział w bitwę nad Bzurą atakując na Łęczyce.

Punkt kulminacyjny

Mój pradziadek Ignacy był uczestnikiem tej największej bitwy kampanii wrześniowej. Bitwa nad Bzurą była walką krwawą i zaciekłą. Po obu stronach angażowała ponad pół miliona żołnierzy. Polski kontratak, mimo że zakończył się klęską Armii "Poznań" i "Pomorze”, odegrał ważną rolę w przebiegu całej kampanii wrześniowej. Niemiecki gen. Erich von Manstein, pisał: "Bitwa nad Bzurą stała się największą bitwą w zwarciu toczącej się kampanii polskiej, jej punktem kulminacyjnym, jeśli nie rozstrzygającym. Nie dorównuje rezultatom późniejszych kotłów mających miejsce w Rosji, ale do czasu kampanii rosyjskiej była największą bitwą stoczoną w okrążeniu".

Honorowe odznacznia

W trakcie wrześniowych walk kaliski 29 PSK utracił 35 oficerów poległych i rannych, 1220 szeregowych zabitych i rannych oraz 1600 zaginionych i wziętych do niewoli. Za męstwo na polu walki podczas kampanii wrześniowej 1939r. oficerom i żołnierzom 29 PSK przyznano 16 orderów Virtuti Militari. Mój dziadek za zasługi wojenne otrzymał następujące odznaczenia:

·        Medal za udział w wojnie obronnej 1939r.

·        Order Odrodzenia Polski Polonia Restiuta                

  

Zaspał na wojnę

W czasie walk mojemu pradziadkowi przydarzyła się ciekawa, choć niekoniecznie wesoła historia, bo mógł zostać uznany za dezertera. Podczas odpoczynku pododdziału mój pradziadek po prostu ze zmęczenia zasnął. Żaden z jego kolegów nie obudził go. Nawet  ładowniczy ckm-u wz.30, którego ów „śpioch” był operatorem również go zostawił.



Na całe szczęście dostrzegł go sąsiad z jego rodzinnej wioski Miłkowice, który również trafił do I batalionu 29 PSK i zajmował się sprzętem taborowym. Kolega ten zaproponował mu podwózkę zaprzęgiem ze sprzętem, bo dziadek Ignacy, który niósł dodatkowe 13 kg, bo tyle ważył ckm, nie był w stanie dogonić swojego pododdziału.

Ranny, ale niepokonany

Niestety mój pradziadek już 10 września został ranny podczas walk w Topolach Królewskich  koło Piątku, tracąc lewą rękę i lewe oko. Z tego powodu skończył się jego udział w kampanii wrześniowej. Ranny został przewieziony do niemieckiego szpitala polowego, gdzie przeszedł operację ratującą mu życie, a następnie został przetransportowany do szpitala w Łodzi, gdzie po zakończonym leczeniu został zwolniony do domu. Pradziadek miał duże szczęście ponieważ trafił w ręce Wermachtu, a nie Waffen SS przez co miał szanse przeżyć.

Nieoczekiwany sprzymierzeniec

Podczas trwania wojny wrócił do rodzinnej miejscowości, gdzie pracował jako stróż na moście w Miłkowicach na Warcie. Wiąże się z tym również ciekawa historia. Pewnego razu jadąc do pracy na rowerze mijał jadącego bryczką Niemca, który odwoził syna na pociąg na wojnę. Dziadek skłonił się, ale nie zdjął czapki, ponieważ miał tylko jedną rękę. Oburzony Niemiec zatrzymał się i zaczął bić dziadka batem. Na ten widok zareagował niemiecki inżynier, który wyrwał bat oprawcy i stanął w obronie dziadka, wyznaczając razy swojemu rodakowi. Powiedział również, że należy mieć szacunek do każdego człowieka, a tym bardziej żołnierza, który wrócił z wojny.

Wierny zasadom

Po wojnie dziadek kupił gospodarstwo, na którym pracował wraz z żoną i mimo swojej niepełnosprawności był świetnym rolnikiem, rybakiem i bardzo dobrze pływał. Pradziadek Ignac był człowiekiem z zasadami, o czym świadczy to, że nigdy nie zapisał się do komunistycznej organizacji ZBOWID, czyli Związku Bojowników o Wolność i Demokrację, przez co nie otrzymywał należnej mu renty inwalidzkiej. Mało tego, co roku wzywany był na tzw. komisję, aby sprawdzić – mówiąc sarkastycznie – czy dziadek może nie odzyskał zdrowia i nie „odrosła mu ręka lub odzyskał wzrok”.

Dwóch inwalidów wojennych

Ciekawa jest również historia pradziadka i jego konia. Mianowicie miał on konia, który również był „inwalidą” wojennym, bo został postrzelony w nogę, przez co kulał. Koń był nieusłuchany, narowisty i uparty, podobnie jak mój dziadek i dlatego dobrze się rozumieli. Kiedy koń był na tyle stary, że nie mógł pracować na roli Ignacy postanowił go sprzedać. Gdy oddał go już w obce ręce i odbierał pieniądze w kasie usłyszał żałosne rżenie konia. Cofnął się, rzucił pieniądze na ladę, podszedł do konia i powiedział „Ty jesteś inwalida wojenny i ja inwalida wojenny, nie zostawię cię” i tym sposobem oboje wrócili do domu.

Powrót do pułku

Pod koniec lat 70., z powodu budowy zbiornika retencyjnego „Jeziorsko” dziadek wraz z żoną przeprowadził się do Kalisza. Zamieszkał w ówczesnej dzielnicy Szczypiornie w  zakupionym mieszkaniu na ulicy 29 Pułku, nieopodal dawnego terenu jednostki 29 PSK. Zmarł 2 czerwca 1981r. i został pochowany na cmentarzu komunalnym w Kaliszu, gdzie w okresie międzywojennym znajdował się poligon garnizonu Kalisz.                 

Dobre układy z „górą”

Historię pradziadka Ignacego poznałem z opowiadań mojej babci, jego córki. Stał się on dla mnie wzorem i bohaterem. Moje pokolenie ma to szczęście, że żyje w wolnym kraju, który wywalczyli dla nas tacy patrioci jak mój dziadek, z którego jestem bardzo dumny.

Tytuł mojej historii jest nieprzypadkowy, uważam, że dziadek miał swojego anioła stróża, który nie raz ratował go z opresji, a wręcz uratował życie. Ponadto mój pradziadek nazywał się Aniołczyk, a mając takie nazwisko można liczyć na dobre układy z „górą”.

 

Autor:

 prawnuk Jakub Kujawiński


Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja